Jak zdobywaliśmy Dziki Zachód (1)
4 stany, 5400 kilometrów, 10 hoteli, kilka tysięcy zdjęć i ogrom niesamowitych wspomnień z jednych z najpiękniejszych miejsc na ziemi. Po powrocie ze wschodniego wybrzeża USA w ubiegłym roku wiedzieliśmy, że musimy koniecznie wrócić do Stanów. Że jest tu tyle fantastycznych miejsc do zobaczenia, że życia nie starczy! Te przestrzenie, drogi, miejsca znane z albumów przyrodniczych, filmów i tapet na monitorach komputerów. A przecież ten fragment wschodniego wybrzeża, który odwiedziliśmy to zaledwie kropla w rozległym oceanie zwanym Stanami. Skoro było wschodnie, wybór padł na zachodnie czyli Kalifornię oraz tzw. "Dziki Zachód" czyli stany: Arizona, Utah i Nevada. I tym razem na przelot wybraliśmy PLL LOT. Przemawiał za tym przede wszystkim brak przesiadek i całkowity czas lotu. Do Los Angeles z Warszawy leci się 12 godzin, zamiast np. ponad 20 przy przesiadce. Dodajmy do tego komfortowy lot jednymi z największych i najnowocześniejszych maszyn