Jak zdobywaliśmy Dziki Zachód (1)
4 stany,
5400 kilometrów,
10 hoteli,
kilka tysięcy zdjęć
i ogrom niesamowitych wspomnień
z jednych z najpiękniejszych miejsc na ziemi.
Po powrocie ze wschodniego wybrzeża USA w ubiegłym roku wiedzieliśmy, że musimy koniecznie wrócić do Stanów. Że jest tu tyle fantastycznych miejsc do zobaczenia, że życia nie starczy! Te przestrzenie, drogi, miejsca znane z albumów przyrodniczych, filmów i tapet na monitorach komputerów. A przecież ten fragment wschodniego wybrzeża, który odwiedziliśmy to zaledwie kropla w rozległym oceanie zwanym Stanami.
Skoro było wschodnie, wybór padł na zachodnie czyli Kalifornię oraz tzw. "Dziki Zachód" czyli stany: Arizona, Utah i Nevada. I tym razem na przelot wybraliśmy PLL LOT. Przemawiał za tym przede wszystkim brak przesiadek i całkowity czas lotu. Do Los Angeles z Warszawy leci się 12 godzin, zamiast np. ponad 20 przy przesiadce. Dodajmy do tego komfortowy lot jednymi z największych i najnowocześniejszych maszyn (Dreamliner 787-9) i mamy światowy poziom. Po tak zorganizowanym przelocie można od razu normalnie funkcjonować, a nie 2 dni odsypiać. Oczywiście różnica czasu - 9 godzin! - zawsze daje się na początku we znaki.
Ta podróż minęła nam pod znakiem parków narodowych. I PARK już nigdy nie będzie dla nas tym, czym do tej pory:) Bo tamte parki to ogromne przestrzenie zajmujące czasem tyle co cały europejski kraj!
To spotkania z geologiczną przeszłością naszej planety sięgającą miliardów lat!
To dotknięcie ekstremalnych: szerokości, głębokości, wysokości, temperatur, a przede wszystkim ekstremalnego piękna! Takiego, w obliczu którego brakuje słów...
Podróżowanie przez cztery różne stany Ameryki to nie to samo, co podróż przez cztery województwa... To raczej 4 różne kraje i to niekoniecznie takie graniczące ze sobą o podobnej strukturze geologicznej i krajobrazie. To kraje zupełnie inne, jak gdyby przemieszczać się z Hiszpanii przez Alpy do skandynawskich fiordów zaliczając po drodze syberyjską puszczę i Mazury:))
Tego właściwie nie da się opowiedzieć, bo to trzeba przeżyć.
Odległości, które pokonuje się pomiędzy atrakcjami i kolejnymi noclegami są znaczne, a dodatkowo czas przejazdu wydłużają powszechne ograniczenia prędkości. Rzadkością jest ograniczenie do 85 mph, zwykle zalecają jazdę wolniejszą. I nie ma zmiłuj - przy łamaniu przepisów musisz liczyć się z tym, że nagle znikąd pojawi się policeman i wlepi pokaźny mandat. Do patrolowania dróg używa się dronów, którym nie umykają takie rzeczy:)
Jak już pogodzimy się z ograniczeniami prędkości, to sama jazda jest bardzo komfortowa i przyjemna. No bo: szerokie autostrady z 4 pasami w jedną stronę, oddzielone równie szerokim pasem zieleni, długie (np. kilkudziesięcio-kilometrowe) zupełnie proste odcinki drogi bez najmniejszego zakrętu czy łuku, do tego duży wygodny samochód, automatyczna skrzynia biegów i tempomat. Normalnie można sobie manicure zrobić w trakcie jazdy!
Mimo że takie drogi prowadzą przez pustkowia i pustynie, brak stacji benzynowych i straszące motele można wsadzić między bajki. Wszelkie rest points są dobrze oznakowane i nie takie rzadkie. Z odpowiednim wyprzedzeniem pojawiają się tablice informacyjne jakie rodzaje paliwa można zatankować i jakie restauracje znajdują się tam. Na odrębnej tablicy pojawiają się też loga hoteli/moteli, z którym można skorzystać. Ewentualnie w najbardziej okrojonej postaci taki punkt to: parking, zacienione stoliki, toalety i pitna woda.
Jest jeszcze jeden taki znak, którego wypatrujemy z drogi, szczególnie kiedy zapasy topnieją - Wallmart :) To jedna z najpopularniejszych sieci handlowych oferująca asortyment spożywczy, chemię, ciuchy, elektronikę, coś w stylu Tesco, z tym że różnorodność i ilość jest powalająca:) Ten market to jeden z pierwszych przystanków po przylocie, tuż po wypożyczeniu samochodu. Najlepiej nabyć lodówkę turystyczną lub duży plastikowy pojemnik i załadować go jedzeniem, piciem itp. Niektórzy idą dalej i korzystając z walmartowej zasady, że wszystko można kupić i oddać bez podawania przyczyny, kupują również sprzęt kempingowy i akcesoria turystyczne na okres pobytu... Nie wiem czy to rzeczywiście tak działa, bo nie próbowałam. Ale wiem, że zapasy spożywcze nie raz uratowały nam życie, szczególnie kiedy przyjeżdżaliśmy na kolejny nocleg późnym wieczorem...
![]() |
Co by tu...? |
![]() |
Kultowe amerykańskie zupy |
Sama baza noclegowa, jak można się domyślać jest bogata. I jak wszędzie górnej granicy ceny za nocleg nie ma, a tej dolnej baliśmy się testować:)
Pośrodku jednak jest sporo wariantów do wyboru, większość ze śniadaniem (z reguły smacznym), basenem, kosmetykami i dwoma podwójnymi łóżkami w dużym pokoju. Z wysokimi łóżkami, co tutaj bardzo charakterystyczne. (Na Florydzie to było wytłumaczalne - zawsze mógł wpaść z wizytą jakiś aligator ;), ale na zachodnim...? Druga sprawa, że zawsze ma ochotę i równocześnie obawę, żeby zajrzeć pomiędzy te materace, żeby sprawdzić, czy ktoś nie ukrył tam ciała... :)))
cdn.
Komentarze
Prześlij komentarz