Karylion lotaryńskich ludwisarzy cz.1

To wyrażenie z przewodnika po Amsterdamie, które zaintrygowało mnie najbardziej:)
I które towarzyszyło nam podczas całej wizyty w tym uroczym mieście. Towarzyszyło, jak i sam dźwięk karylionów, który wydobywał się z dostojnych amsterdamskich kościołów.


Amsterdam to dla mnie skrzyżowanie najpiękniejszych ulic i domów naszego Krakowa i Gdańska poprzetykane wstążkami kanałów, z supermodernistycznymi budynkami wznoszącymi się na wschodnich dokach, wszechobecnymi rowerami oraz muzeami wszystkiego, co się da:)



 



Wyrosły na gruncie luterańskiego podejścia do przedsiębiorczości Amsterdam, stał się w XVII w. kolonialną potęgą wyprzedzając inne europejskie państwa w rozwoju gospodarczym i kulturalnym. Przodował też w związku z tym w innych sferach - przecież Dzielnica Czerwonych Latarni, to odpowiedź na zapotrzebowanie tysięcy przewijających się przez miasto marynarzy...


Nasz spacer zaczynamy w historycznym centrum miasta, na placu DAM.
Nazwa pochodzi od tamy (po niderlandzku = dam), która znajdowała się kiedyś w tym miejscu i w okolicach której zaczęli osadzać się mieszkańcy.
Zresztą nazwa miasta Amsterdam oznacza właśnie "tamę na rzece Amstel".
Przy okazałym placu znajduje się m.in. pałac królewski, Nieuwe Kerk obecnie przerobiony na galerię sztuki, galeria figur Madame Tussaud oraz monument upamiętniający ofiary wojny.



Pałac królewski (Koninklijk Paleis), jedna z 4 rezydencji holenderskiej rodziny królewskiej jest odwiedzany przez monarchów tylko sporadycznie. Na co dzień rezydują oni bowiem w Hadze.
Zamek uważany jest za perłę Złotego Wieku. Czyżby...? ;)

Nieuwe Kerk - Nowy Kościół, jest miejscem koronacji holenderskich władców. Dziś nie odprawia się tam już nabożeństw, gdyż jest to miejsce wystaw...

22-metrowy pomnik upamiętniający wyzwolenie spod okupacji niemieckiej:

Begijnhof (Beginaż)
Oaza ciszy w środku miasta. Zamknięta uroczymi kamieniczkami zielona przestrzeń, w której mieszkały beginki - kobiety niezamężne i wdowy tworzące świecką wspólnotę zajmującą się dobroczynnością i pracami ręcznymi.

W beginażu znajduje się najstarszy amsterdamski dom z drewnianą fasadą:



To również miejsce upamiętniające tzw. Cud Amsterdamski.
Wydarzył się on w 1345 r. gdzie umierający człowiek wypluł w ogień hostię, którą przyjął podczas ostatniego namaszczenia. Rankiem w palenisku odnaleziono ją nienaruszoną. Wkrótce do miejsca cudu zaczęli przybywać pielgrzymi. Mówi się, że te tysięczne pielgrzymki przyczyniły się do rozwoju miasta. Na pamiątkę tego wydarzenia co roku 15 marca przechodzi ulicami Amsterdamu nocna procesja.

Poza wzniosłymi budowlami historyczne centrum Amsterdamu tworzy też Dzielnica Czerwonych Latarni.
Owianą złą sławą rozpustnego miejsca jest również ciekawa pod kątem architektury i efektu, jaki dają odbijające się w kanałach wszechobecne (czerwone) neony.
W samym jej środku stoi natomiast... kościół - Oude Kerk, najstarszy w mieście.
Niestety wejście na wieżę widokową jest możliwe tylko w okresie letnim.
Robimy zatem zdjęcia pod i wędrujemy dalej:)


Kierując się na zachód docieramy do kościoła Westerkerk, najważniejszej protestanckiej świątyni w w mieście i zarazem miejsca spoczynku Rembrandta.


Na szczycie wieży widoczna okazała korona Habsburgów.
Natomiast w środku oczywiście - karylion:)

Niedaleko kościoła znajduje się muzeum - Dom Anny Frank.
To właśnie tutaj ukrywana była przez ojca kilkunastoletnia Anna i tu napisała swój Pamiętnik, wzruszające świadectwo prześladowanej żydówki.


Na deser, a raczej kolację fundujemy sobie zwiedzanie z przymrużeniem oka - SEXMUSEUM.
Na kilku piętrach kamienicy na głównej ulicy biegnącej od centralnej stacji dworca zgromadzono przegląd erotycznych i pornograficznych materiałów z podziałem na epoki. Znajdziemy tu kościane fallusy, Marylin Monroe jak żywą, fragment Czerwonej Dzielnicy i setki fotografii z czasów, kiedy depilacja nie było jeszcze popularna:)))



W drodze do hotelu wciągamy jeszcze porcję belgijskich frytek od Manekenpisa:...


 Mijamy Theater Tuschinsky nie mogąc odmówić sobie wejścia do bogato zdobionego holu z marokańskim dywanem...


 Zahaczamy o targ kwiatowy czynny do późnego wieczora...

...oraz odwiedzamy jedną z wielu świątyń sera:)
Najbardziej smakował mi ten niebieski z lawendą!




Poprzez mostki i kanały udałjemy się w kierunku hotelu na zasłużony odpoczynek.


Koniec części pierwszej:)

Komentarze

Popularne posty