Kreta, day 7. Balos i Gramvousa czyli dzień w raju.


Od razu po śniadaniu wsiadamy w samochód i jedziemy na zachód do portu Kissamos. Nie kupowaliśmy wcześniej biletu na statek i nie ma z tym najmniejszego problemu na miejscu.
Statki odpływają o 10.30, 10.40 i 12.30. Koszt 12 EUR.
My wsiadamy na ten średni i płyniemy najpierw na lagunę Balos. Jak się okazuje to lepsze rozwiązanie, niż płynąć najpierw na Gramvousę.



Czy tak wygląda raj?


Znów spotkanie z różowym piaskiem


To totalny relaks. Jeśli ktoś chce popływać musi oddalić się przynajmniej 100-200m.


Miło spędzamy czas w przepięknych okolicznościach przyrody

W tle wyspa Gramvousa.



 Widok w stronę półwyspu.


 Przypłynęła dostawa do jedynej na lagunie knajpy


A to z kolei dostawa turystów z większego statku, który wcześniej był na Gramvousie.


Czas wracać na pokład. Dowiozą nas tam mniejsze łódki.



Czas na statku można umilić sobie zjazdami do wody


Płyniemy na Gramvouse.
Wyspa Gramvousa, najbardziej wysunięty na zachód kraniec Krety. Z daleka kusi widokiem ruin XVI-wiecznej twierdzy weneckiej zbudowanej w obawie przed turecką ekspansją. Uznana za arcydzieło obronne w tamtych czasach do pewnego momentu była nie do zdobycia.

Na tej pirackiej wyspie też jest pięknie, jednak zgodnie stwierdzamy, że Balos jest nie do pobicia!







Niektórzy idą pomyszkować we wraku.


Ale wracają  niczym:)


Relaks w stylu greckim


Ostatni rzut oka na zatokę z wrakiem statku.


...i wyspę.

Powrotny płaski hamburger;)


To była udana wycieczka co widać na twarzach turystów:)


Komentarze

Popularne posty